czwartek, 23 grudnia 2010

O.. Świętach.

Po dość długiej, nie do końca planowanej przerwie powracam znowu, tym razem z przeprosinami na wejściu. Oczywiście nie napisałam, że znikam, ani kiedy wrócę, bo nie miałam pojęcia, kiedy to nastąpi. Raz mi się nie chciało, raz nie miałam pomysłu, raz zapomniałam, raz brakło mi czasu. No, bywa, ale jak narazie cieszmy się tym, iż znowu wracam do formy i prezentuję nowy post, w którym lecę całkowicie na żywioł.
Jak wszyscy wiemy, jutro jest Wigilia. Czas, w którym się wszyscy cieszą, radują, jedzą, oglądają Kevina samego w domu oraz reklamy na Polsacie. Nie chcę teraz mówić, że jest to głupie/irytujące/czy coś w tym stylu. Szczerze, to bardzo lubię tę sielankę, jednak znajdzie się kilka "ale".

Nienawidzę, po prostu nienawidzę, otaczającej to wszystko komercji.

Nie potrafię patrzeć na te kolejki w sklepach, i nie chodzi tu o to, że nie chce mi się czekać, tylko chamstwo ludzi w nich to przesada. Naprawdę współczuję tym biendym sprzedawcom, którzy muszą znosić te wszystkie, najczęściej bezpodstawne zarzuty. Czasami wydaje mi się, że jak ludzie np. nie kupili prezentu, to idą do sklepu powyżywać się na sprzedawcach. Podziwiam cierpliwość pracowników w sklepach. Sama, jakbym była na ich miejscu, już dawno bym wybuchnęła, rzucając na boki niezbyt stosownymi słowami, mając gdzieś to, że mogą mnie wyrzucić.
Boli mnie też to, że na Boże Narodzenie większość dzieciaczków patrzy jako na "o, dostanę prezent", zamiast "o, posiedzę z rodzinką", chociaż jak się jest osobą wierzącą to powinno się bardziej na to patrzeć jako na "o, to ważne wydarzenie". Czy ktokolwiek zrozumiał to co chciałam przez to powiedzieć? Nie? Ugh, no, starałam się!
Denerwują mnie też święta na pokaz. Takie, wiecie... (Mam dziś problem z wysławianiem się, co pewnie już zdążyliście zauważyć.) Najlepiej jak zrobię scenkę sytuacyjną.
Do Pewnej Pani mają przyjść goście. Postanawia pokazać im, jak to ona nie żałuje pieniędzy na wystawienie Wigilijnej wieczerzy i prezenty pod choinkę. Na dwa tygodnie przed zaczyna gotować, kupować, sprzątać, bierze kredyty na prezenty, pomimo, że ich później nie da rady spłacić, działa wszystkim na nerwy, przechwalając się swoim zaangażowaniem w to wszystko. WSZYSCY sąsiedzi wiedzą z każdym malusieńkim szczegółem jak to będzie u niej wyglądać. 
No, to chyba był jasny obraz tego co chciałam przekazać.
Pomyślmy. Przecież święta bez tego wszystkiego byłyby równie piękne/cudowne/innyfajnyprzymiotnik.

Pytania: Czy was też to irytuje? Lubicie Boże Narodzenie? A może macie inne ulubione święto?

czwartek, 2 grudnia 2010

O... hobby.

Prawie każdy z nas ma jakieś hobby. Bynajmniej tam mi się wydaje... Człowiek bez hobby jest taki... pusty(?). No, ale przyznajmy. Co byśmy zrobili bez naszych hobby, zainteresowań? Ja czuję, iż bym w ogóle nie egzystowała. Moim zdaniem każdy potrzebuje coś, czym może zajmować wolny czas. Nie wiem co bym robiła, gdybym, gdy mi się nudzi, nie mogła po prostu siąść i chwycić za ołówki i zmarnować te kilka godzin, wyżywając się artystycznie. Teoretycznie mogłabym, ale zapewne nie wpadłabym na taki pomysł, gdybym tego nie lubiała, prawda?
Jak ktoś mówi, że nie ma żadnego hobby/nie interesuje się niczym to czuję się wtedy dziwnie. Nie potrafię tego zrozumieć. Każdy z nas coś lubi. Musi lubieć. Lubimy np. wyjątkowo język angielski. To już jest JAKIEŚ zainteresowanie.

Ja tam nie umiem robić nic.

To stwierdzenie mnie zabija. WSZYSCY coś potrafią robić wyjątkowo dobrze. Wyjątkowo dobrze idzie im jakiś przedmiot w szkole, jakaś dziedzina sportu, sztuki, cokolwiek. Nie można nic nie umieć. To wydaje mi się takie niemożliwe, chociaż czasami sama siadam z myślą:

Jestem do bani.

Ale później przypominam sobie, że o! No przecież dość dobrze idzie mi to, to i to. To praktycznie od razu poprawia mi humor, chociaż czasami jest to "smutek przewlekły" i zajmuje to trochę więcej czasu, ale... wychodzi!
Tak samo jak nie wyobrażam sobie moje życia bez muzyki. Muzyka jest po prostu wszystkim. Nie mogłabym znieść siedzenia w ciszy. Wydaje mi się, że każdy z nas ma jakiś swój ulubiony gatunek muzyczny i słucha swoich ulubionych wykonawców na komputerze/mp3/mp4/czy na czym tam jeszcze można. Muzyka jest równie potrzebna co powietrze, pożywienie. To jest coś PIĘKNEGO! Mam ogromny respekt do ludzi tworzących swoje własne kompozycje, piszących teksty.

Pytanie: A wy macie jakieś hobby? Co sądzicie o braku hobby? Nie wydaje się wam to dziwne?

wtorek, 30 listopada 2010

O... Internecie.

Internet. Dzięki niemu aktualnie możecie to czytać. Dzięki niemu słucham tego czego słucham, lubię to co lubię i.. To zabrzmi conajmniej dziwnie, ale dzięki niemu poznałam najważniejsze w moim życiu osoby! Pisząc to czuję się conajmniej dziwnie, bo wychodzi na to, że nie robię nic tylko buszuję po Internecie. Hmm.. Jedno powiem:

Na 100% mogę stwierdzić, że jestem uzależniona. 

Ale nie włączając kompa i nie porozumiewając się z pewnymi osobami chociaż przez dzień odczuwam ogromną pustkę. I wtedy albo umieram, albo wysyłam tysiące SMS'ów i bankrutuję. Nie wiem co bym bez nich zrobiła. Napewno nie byłoby tak kolorowo i fajnie.
Jedna osoba jest szczególnie dla mnie ważna. Rozmawiamy ze sobą praktycznie 3 lata, razem "dorastamy" (np. muzycznie), razem wymyślamy jakieś bzdury, ogółem razem się cieszymy, wkurzamy, wzruszamy(to raczej rzadziej), śmiejemy i wszystko przeżywamy. Wiemy o sobie chyba praktycznie wszystko(mam nadzieję). Nazywamy się bardzo pieszczotliwie typu:

- Co robisz?
- Czytam.
- A to nie będę przeszkadzać.
- TY MI NIGDY NIE PRZESZKADZASZ, JEŁOPIE!

Uwielbiam ją, wprost kocham, traktuję jak siostrę, nazywam bratem i wszystko gra. Oczywiście, żeby nie było tak bardzo kolorowo, dzieli nas 700 km, co równa się tysiące przepłakanych(dosłownie) nocy z pytaniem "Dlaczego?". Nienawidzę tego uczucia naprawdę. I z tego miejsca chcę powiedzieć, a raczej napisać, że czasami mam ochotę paść na kolana i krzyczeć z radości w podzięce, że mogę ją znać!
Innym aspektem Internetu może być też tzw. "zgorszenie współczesnej młodzieży". Można to zaobserwować na portalach społecznościowych, o których pisałam już wcześniej. Dzieci w coraz młodszym wieku zaczynają przeklinać, żeby pokazać "jakie to one nie są dorosłe". Całą swoją postacią zdają się krzyczeć "Jestem wÓlgarny!". Błąd oczywiście celowo, bo nie dość że 9-10 latki przeklinają gorzej niż dorośli to robią tysiące błędów ortograficzny, które aż ranią oczy. O! I jak się im zwróci uwagę to zostanie się zmieszanym z błotem, bezsensownymi zdaniami - pamiętajcie.
Przez Internet ludzie czują się pewniejsi. Wyzywają, przeklinają, wypowiadają się częściej. Osoba nieśmiała na codzień, może sobie odbić np. pisząc bloga. No, chyba, że jest na troszkę niższym poziomie intelektualnym, to może sobie odbić wyzywaniem na forach, w grach, na czatach itp. itd. Zauważyłam, że bardzo wiele znanych YouTuberów wypowiadało się, że byli gnębieni w szkole i raczej nie mieli przyjaciół, dlatego założyli konto na YT i zaczęli nagrywać filmiki, do których linków(tak to się odmienia?) oczywiście nikomu nie dawali, ale jakoś stali się znani i doceniani.

No cóż. Internet może być chwałą, ale też zarazą XXI wieku.

Pytanie: Jak długo spędzacie czasu buszując po Internecie? Poznaliście tam kogoś ciekawego? A może zostaliście w jakiś sposób ośmieszeni/zastraszani? Sądzicie, że Internet jest dobry, czy raczej gorszy dzisiejszą ludzkość?

No i adekwatnie do początkowego wątku notki pozdrowię:
Gerarda, Michasia i Frankiego.

czwartek, 25 listopada 2010

O... fajności.

Na początek chciałam wam serdecznie podziękować za to, że czytacie tego bloga! A bynajmniej te kilka osób co czyta, komentuje i przez które mam, że to tak ujmę, radochę. Naprawdę z ciekawością czytam wasze komentarze szczególnie, gdy zawierają wasze własne przemyślenia, opinie. Blog ten nie jest tworzony tylko przeze mnie. W pewnej części też przez was, ponieważ dodajecie swoje zdanie do mojego w komentarzach i wychodzą naprawdę ciekawe dyskusje. Jest to naprawdę fajne zjawisko(jak to brzmi...) w czasach, gdy może się wydawać, że zdolność wyrażania własnego zdania zanika.
Dzisiaj chciałam poruszyć temat, który powoduje, że ciśnienie mi wzrasta i chce mi się uderzać głową w ścianę/biurko/podłogę z bezsilności. (Zauważyliście, że zazwyczaj piszę o rzeczach, które mnie denerwują?) Mianowicie chodzi mi o tzw. "bycie fajnym". Zachowanie to jest bardzo popularne w podstawówkach, gimnazjach, liceach(chyba też..?) i wszelakich innych placówkach. Ludzie tak bardzo chcą się przypodobać innym i być lubianymi, popularnymi w np. szkole, że całkowicie zapominają o tym jacy naprawdę są. To kolejna rzecz, którą w życiu nie zrozumiem.
Czym objawia się dążenie do "bycia fajnym"? Zróbmy mały poradnik. "Jak być fajnym, czyli zbłaźnij się szybko i tanio."
Po 1. Oczywiście odrzuć swoje wcześniejsze upodobania muzyczne i zacznij słuchać czegoś "na topie"! Słuchałeś/łaś Chopina? A może Nirvany? Szybko pozbądź sie wszelakich ich piosenek z komputera, spal płyty i zacznij słuchać wszystkiego co leci na wspaniałych programach muzycznych typu Viva! To podnosi cię o jeden szczebel wyżej w "byciu fajnym".
Po 2. Wyrzuć swoje dotychczasowe ubrania i zacznij się ubierać modnie! Co z tego, że nie wszystko będzie ci pasować i będziesz wyglądać w tym conajmniej przygłupio/dziwnie. To jest modne i tylko to się liczy!
Po 3. Wyrażałeś/łaś się kulturalnie, omijając szerokim łukiem wulgaryzmy? Skończ z tym! Conajmniej 9824562374523746782379432 wulgaryzmów na jedno zdanie - to jest to! Pokaże wszystkim jaki/a jesteś inteligentny/a i fajny/a!
Po 4. Zacznij pić/palić/ćpać! Jest to całkowicie modne, fajne, na topie! Wszyscy oczywiście zaczną mieć do ciebie respekt! A zdrowie? Co tam zdrowie! "Bycie fajnym" jest chyba ważniejsze, co nie?
To chyba najważniejsze rady dotyczące "fajności". Trzymaj się ich sumiennie, a umrzesz szybciej, po drodze błaźniąc się na oczach innych! O niczym innym nie mogłeś marzyć!
Taaak. Tak teraz wygląda zdobywanie "sympatii innych". Na szczęście w jakże burzliwym okresie dojrzewania nie dotknął i mam nadzieję nie dotknie mnie ten kryzys. Szczerze, to niezbyt obchodzi mnie czy wszystkim się przypodobam tym jaka jestem. Mam swoich przyjaciół i starczy mi! Jakoś nie za bardzo potrzebuję ogólnej "popularności".  Nienawidzę jak ktoś próbuje się wszystkim przypodobać, zmieniając swoje zainteresowania i dotychczasowe poglądy na "modniejsze". To jest po prostu głupie. Niestety znam takie przypadki i jest mi za nich przykro. Tak bardzo nie wierzą w to, że ktoś ich polubi takimi jacy są? Naprawdę przykre.

Pytania: Co wy sądzicie o "fajności"? Może sami próbujecie "być fajni", gubiąc po drodze siebie?

wtorek, 23 listopada 2010

O... ubiorze.

Hmm.. Szczerze to tą notkę piszę, "bo muszę". A czemu mi się nie chce? Mianowicie mój komputer odmawia mi posłuszeństwa i jest to trochę ciężkie.
No, ale przechodząc do tematu. Jak widzicie w tytule będę się "czepiać" ubioru. A raczej tego jak niektórzy są wprost gnębieni za swój ubiór.
Zaczynajmy.
Jak wszyscy dobrze wiemy, żeby zaistnieć w gimnazjum trzeba "być ubranym modnie". Inaczej umierasz, giniesz, zostajesz zmiażdżony, co jest według mnie całkowitą głupotą. Nie zaobserwowałam tego zjawiska w mojej szkole (może dlatego, że w mojej klasie są w miarę normalni ludzie, którzy nie gnębią się z byle powodu), ale mogę do "zaobserwować" przechodząc koło gimnazjum, które muszę minąć w drodze do szkoły.
Ulubione "wyzwisko"(?) gimnazjalistów, określające ubiór to "emo". Tak, "emo". Ja też nie widzę w tym nic obraźliwego, lecz wypowiedziane z pogardą i dodatkiem w postaci ciekawych epitetów i wiązanek potrafi dać w twarz. Nie mam nic do tej subkultury, której nazwy polscy nastolatkowie nawet wymówić poprawnie nie mówią i nie rozumiem czemu stało się to tak popularnym słowem do wypowiedzenia niczym wyzwisko. Czy ktokolwiek kiedyś próbował mnie "obrazić" taką wiązanką? Nie raz, nie dwa.
I naprawdę nienawidzę tysiąca conajmniej dziwnych spojrzeń, gdy ubiorę buty typu glany. Multum "wytapetowanych" dziewczynek mnie wtedy zjada wzrokiem, jakby moja skóra była conajmniej koloru zielonego bądź jakbym wyszła nago na ulicę. Po prostu brak mi słów.
Tak jak bardzo popularne jest określenie "wieśniak" na osobę ubierającą się całkiem normalnie tylko, że nie podążającą za modą. To też strasznie mnie denerwuje i nie rozumiem takiego zachowania. To, że ktoś nie ubierze tych dziwnych dużych okularów zerówek, żeby zrobić z siebie idiotę jak, gdy nie pasują do kształtu twarzy jest szczytem "wieśniactwa". Co to w ogóle za określenie? "Wieśniak"?  Średniowieczny mieszkaniec wsi. Więc czemu jest to "obelga"? Nie rozumiem, nie nadążam i wstyd mi jest że osoby nastoletnie, czyli w moim wieku, są tak bezmózgie.
O debiliźmie, bo inaczej tego nazwać się nie da, nastolatków można robić naprawdę dłuuuuuuuuuuuuuuugi wywód. Bo jak to powiedział pan Albert Einstein:

"Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej."


Pytanie: Czy ktoś z was padł ofiarą gnębienia przez to jak wygląda? Czy może ktoś był świadkiem takiego znęcania? Czy uważacie, że jest to w jakikolwiek sposób wyjaśnione i należy wtapiać sie w tłum? Czy może na odwrót?

czwartek, 18 listopada 2010

O... orientacjach seksualnych.

Zaczęłam pisać notkę na całkowicie inny temat i skasowałam moje dotychczasowe wywody, żeby napisać o czymś co najczęściej wyprowadza mnie z równowagi. Zrobię krótki wstęp, który pozwoli mi przybliżyć wam temat.
Kopiuj. Wklej. Proszę, tutaj macie kawałek mądrego słowa z jakże pomocnej dla uczniów - Wikipedii.

Tolerancja (łac. tolerantia - "cierpliwa wytrwałość"; od łac. czasownika tolerare - "wytrzymywać", "znosić", "przecierpieć") - termin stosowany w socjologii, badaniach nad kulturą i religią. W sensie najbardziej ogólnym oznacza on postawę wykluczającą dyskryminację ludzi, których sposób postępowania oraz przynależność do danej grupy społecznej może podlegać dezaprobacie przez innych pozostających w większości społeczeństwa. W okresie reformacji pojęcie to było stosowane w odniesieniu do mniejszości religijnych. Obecnie termin ten obejmuje również tolerancję różnych orientacji seksualnych oraz odmiennych światopoglądów.

Coś, moim zdaniem, bardzo, bardzo, bardzo ważnego, o czym bardzo często mówi się w szkołach, w telewizji, pisze w gazetach. Ale czy wszyscy na codzień pamiętamy o tym?
Dziś nie chcę poruszać wszystkich tematów dotyczących tolerancji. Hmm.. Dziwnie zabrzmiało to zdanie, no, ale kontynuując. Nie chcę dziś pisać o dyskryminowaniu z powodu innego koloru skóry, innych światopoglądów, religii. Najbardziej chciałam się skupić na czymś co najbardziej mnie przygnębia - dyskryminowaniu z powodu orientacji seksualnej. To jest coś, czego pojąć nie potrafię i nigdy nie pojmę. Zwyczajnie:

Nie toleruję nietolerancji.

Naprawdę nie rozumiem. Jaki problem mają ludzie, którzy nie tolerują homoseksualnizmu? Co, według nich, jest w tym złego? Czy może po prostu nie nadążają za dzisiejszymi czasami? No, halo, żyjemy w XXI wieku! To powinno być całkowicie normalne!
Ale nie! Niestety mniejszość homoseksualna jest bardzo często gnębiona przez osoby, które nie potrafią przejrzeć na oczy i zauważyć, iż nie jest w tym nic dziwnego, złego.
Nie potrafię słuchać kiedy ktoś, niekoniecznie homoseksualny/biseksualny, jest wyzywany od, cytuję, "pedałów" czy też "<cenzuralne słowo> geji" bądź innych "ciekawych" przezwisk. W takich momentach po prostu nie umiem się wysłowić. Brak mi słów na głupotę ludzką i chce mi się po prostu usiąść na ziemi i załamywać się nad dzisiejszym światem. Co mają ci ludzie z tego, że kogoś o odmiennej orientacji seksualnej sobie pozwyzywają? Satysfakcję, że sprawili komuś ból?
Jak widzicie nietolerancja naprawdę mnie drażni i czasami chce mi się krzyczeć ze złości słysząc słowa "pedał", "czarnuch" czy inne beznadziejnie głupie przezwiska, którymi raczą się ludzie dookoła.

Nie możemy zmienić całego świata, ale spróbować zmienić postawę ludzi z naszego otoczenia - TAK!

Osobiście próbuję choć troszkę przekonać moje najbliższe otoczenie do tego, iż homoseksualizm jest całkowicie w tych czasach normalny. Moimi małymi, no, ale jakimiś, siłami próbuję wesprzeć kampanię "Some people are gay, Get over it!", której cel zapewne przybliżę wam w jakimś innym poście.
O! I jeszcze bym zapomniała o innej kwestii! Mianowicie, wraz z niektórymi znajomymi  zauważyłam, iż osobnicy płci męskiej tolerują homoseksualne kobiety - mężczyzn już nie. U niektórych kobiet jest zresztą tak samo - tolerują mężczyzn, kobiet nie. Czemu tak jest? Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć. Dlatego, iż mężczyźni heteroseksualni wolą kobiety, więc według nich... nie, nie wiem. Po prostu nie wiem. Uważam to za chore. Brak mi słów, kiedy z ust jakiejkowiek osoby słyszę zdanie:

Do lesbijek nic nie mam, ale geje to już przesada!

Wzbiera we mnie wtedy taka.. bezradność. Pomieszana ze zirytowaniem. Czasami nie rozumiem ludzi, no, ale nic na to nie poradzę.

Pytanie: Czy was też irytuje nietolerancja? Czy może uważacie, iż jest to całkowicie normalne, każdy ma swoje zdanie i może sobie nękać osoby inne niż wszyscy? Co sądzicie o homoseksualiźmie/biseksualiźmie? Czy tolerujecie to? A może nie?

wtorek, 16 listopada 2010

O... portalach społecznościowych.

Znowu się spotykamy! Pisząc to odczuwam lekką niemoc artystyczną i nie mam pojęcia czy uda mi się we właściwych słowach wyrazić mój sposób myślenia.
Jak po samym tytule widzicie, dzisiejszy temat dotyczny wszystkim nam znanych potrali społecznościowych. Ja, zapewne też większość z was, ma na takim portalu założone konto. Nie, nie ma w tym nic dziwnego, śmiesznego, bezczelnego, głupie czy coś w tym stylu. Moim zdaniem to całkowicie normalne. Konta na takich stronach pozwalają nam utrzymywać kontakt z ludźmi np. z obozów, którzy się przeprowadzili, czy też ze starych szkół. Ale czy tylko do tego służą?
Hmm... Jako przykład portalu dam znaną nam wszystkim Naszą-Klasę. Ja naprawdę przestaję ogarniać co się tam dzieje. Chyba najbardziej ze wszystkiego denerwuje mnie fakt zapraszania ludzi dla.. powiększenia liczby znajomych? Że co? Osobiście nie przyjmuję takich zaproszeń. Raz po odrzuceniu zaproszenia od jakiejś nieznanej mi 11 letniej(tak mówiły dane na jej profilu) dziewczynki dostałam bardzo ładną wiązankę bardzo ładnych słów, które jej zdaniem określały moją osobę. No bo jak mogłam być tak chamska i jej nie dodać do znajomych, co?! Tak, jestem naprawdę wredna i źle wychowana.
Co się dzieje z tymi dziećmi? Jak widzę zdjęcia na Naszej-Klasie niektórych 10 latek, ich słownictwo i w ogóle całokształt to się przerażam. Naprawdę w tym wieku nie dość że nie miałam założonego nigdzie konta, to nawet na myśl mi nie przyszło, żeby sobie przeklnąć. Nie tyle mnie to denerwuje, co zniesmacza.
Na co wyrosną osoby, które wychowały się "na Naszej-Klasie", wstawiając swoje, nawet skandaliczne czasami, zdjęcia, wypisując wulgarne rzeczy na swoich i czyichś profilach... Nie tyczy się to tylko dziewczynek, chłopców również. Ich publiczne "zniesmaczenie" do policji jest moim zdaniem niezrozumiałe. Co można mieć do policjantów w wieku 10-11 lat? A może to jest taka "moda"? Nie rozumiem tego i zbytnio nie chcę się w to wgłębiać.
Tak samo uważam co do "związków na Naszej-Klasie". Jakby wam wytłumaczyć o co chodzi? Ah! Już wiem!
Jest chłopczyk i dziewczynka. Oboje mają po 12-13 lat. Postanawiają ze sobą chodzić, bo... bo tak! Nie czują do siebie w sumie nic, no, ale przed znajomymi trzeba poszpanować, nieprawdaż? No i zaczyna się. Wypisywanie w profilu jak to się bardzo kochają, wstawianie wspólnych zdjęć (ale nie tak, że wspólnych, tylko takich wiecie. Dwa zdjęcia z obu profili złączone w paintcie!), z miłosnymi podpisami typu ":-**", a jak ktoś już jest prawdziwym romantykiem to nawet "<333". Po upływie dość długiego czasu (czyt. tygodnia) zrywają ze sobą i wtedy jest kryzys. Usuwają wspólne zdjęcia, siebie ze znajomych, a w opisie na gg przeżywają depresję.
Co mnie najbardziej w tym boli? Że nie tylko ludzie w wieku 12-13 lat  zachowują się tak jak opisałam powyżej. Skrajnymi przypadkami też są 14, 16, a nawet 17 latkowie. Przeraża mnie to, oj przeraża. Ale miejmy nadzieję, że z wiekiem... zmądrzeją?

Pytanie na dzisiaj: Czy wy też macie takie odczucia względem portali społecznościowych? Czy także denerwuje was "kolekcjonowanie znajomych"? Czy może znacie jeszcze gorsze przypadki niż opisałam w dzisiejszym poście?

Do czwartku, moi drodzy!
P.S. Dzisiejszy post opublikowany jest tak wcześnie, ponieważ w godzinach wieczornych prawdopodobnie nie będę miała czasu.

piątek, 12 listopada 2010

O... pogodzie.

Witam wszystkich. Znowu. Na początek takie małe wytłumaczenie. Jako, że jestem osobą roztrzepaną - myślącą jedno, piszącą drugie, w poprzednim wpisie obwieściłam, iż będę tu publikować w czwartki i piątki. Oczywiście pisząc piątek, myślałam o wtorku.
Podsumowując: wpisy będą we WTORKI i CZWARTKI. Napiszę to też w rubryce z boku.
Hmmm... Jako, że miałam bardzo mało czasu na wymyślenie tematu, to z góry przepraszam za jakość tego postu.
Pod wpływem impulsu wybrałam... pogodę. Nie, nie mam zamiaru bawić się w pogodynkę i opisywać niże i wyże nad waszymi miastami. Konkretniej chodzi mi tu o tematy rozmów z ludźmi, których nie znamy, bądź wiemy tylko jak się nazywają. Osobiście mam z tym ogromny problem, ponieważ nie lubię rozmawiać o przysłowiowej "pogodzie". Nie lubię również rozmów nic nie wnoszących, czyli pieprzenia od rzeczy. Moim zdaniem to po prostu nie ma głębszego sensu.
Więc z mojej powyższej wypowiedzi możecie wywnioskować, że raczej rzadko zagaduję do kogoś kogo nie znam dobrze, przez co jestem uważa za osobę zamkniętą na nowe znajomości, a nawet "izolującą się". Nie zgadzam się z tym wcale. To, że nie lubię rozmawiać o niczym nie znaczy, że nie lubię poznawać nowych ludzi, prawda? Hmm, zaczyna to brzmieć jakbym zaprzeczała sama siebie, ale rzeczy mają się tak:

Jak poznam kogoś nowego to lubię porozmawiać np. o jego hobby, a nie o tym jaka to ładna trawa rośnie obok. 

Rozmowy bez sensu są... bez sensu. No tak, a masło jest maślane.
Wdrążając się głębiej w "rozmowy" to lubię czasami posłuchać o czym konwersują ludzie, na przykład jak jadę autobusem. I zazwyczaj jestem zdziwiona tym o czym rozmawiają. Obrazując to, większość pogawędek wygląda tak:
Wsiada kobieta do autobusu, kasuje bilet, zajmuje miejsce. Autobus rusza. Na następnym przystanku wsiada jej znajoma, która nie chce wyjść na niegrzeczną, siada na puste miejsce obok niej. Witają się. Zaczynają rozmowę. O czym rozmawiają? Pewnie każdy z was powie teraz, że któraś z kobiet rzuciła pytanie "Co słychać?". Nie. Niestety nie.

- Hej!
- Hej! Słyszałaś o tej nowej przecenie pietruszki w Kauflandzie?

W tych momentach się zazwyczaj krztuszę i nie słyszę części dalszej. Że co proszę? Nie rozumiem tego, naprawdę. Głupią przecenę głupiej pietruszki każdy może sobie sprawdzić w głupiej gazetce towarów!
Ale popatrzmy na to z drugiej strony. Może te kobiety widziały się niedawno i nie wypadało zapytać "Co słychać"? Może przecena pietruszki była dla nich ważnym i ciekawym tematem? Może po prostu nie chciały wyjść na niegrzeczne i zaczęły rozmowę o niczym?
No właśnie. Teraz interesuje mnie ostatnie pytanie.

Wychodzenie na niegrzeczną/niegrzecznego.

Czy nie dosiadając się w np. autobusie do znajomego i nie zaczynając bezsensownej rozmowy, wychodzę na niegrzeczną/niekulturalną/chamską/aspołeczną?
Nie wiem. Dla mnie to proste. Wiem o czym chcę pogadać, znam tematy które zainteresują obie strony - rozmawiam. Nie wiem o czym chcę gawędzić, nie znam osoby na tyle, żeby stwierdzić o jakich tematach chętnie pokonwersuje - nie wdaję się w rozmowę.
Dlaczego niektórzy po prostu tego nie rozumieją?

Pytanie, czyli temat zagorzałej, SENSOWNEJ dyskusji: Co Wy myślicie o rozmawianiu o przysłowiowej "pogodzie"? Czy sami czasami chcecie pogadać, tak tylko, żeby pogadać, nie widząc w tym głębszego sensu? Macie, tak jak ja, problemy z rozmawianiem o kompletnie niczym, czy może na odwrót?

Do zobaczenia we wtorek!

P.S. Zauważyliście, że w tamtej notce napisałam, do zobaczenia w poniedziałek, pomimo, że myślałam o wtorku i pomimo, iż napisałam na początku piątek? Dziwne.
P.S.2 Dziękuję Michasiowi za wklejanie adresu mojego bloga gdzie popadnie! :D

czwartek, 11 listopada 2010

O... znudzeniu.

Najpierw witam Was. Tak, Wy, czytający aktualnie moje wypociny. Przedstawię Wam najpierw sprawy organizacyjne, żebyście mieli przed sobą wyraźny obraz tego... czegoś.
A więc (tak, doskonale wiem, iż zdania nie zaczyna się od 'a więc', ale naprawdę nie mam pomysłu czym innym to zastąpić) to nie jest żaden pamiętnik, dziennik, opowiadanie czy cokolwiek tego typu.
Znajdywać się będą tu tylko opinie na różne tematy. Nie mam zamiaru robić to w sposób, który zazwyczaj znajduje się na portalu blog.onet.pl, który jest dla mnie zwyczajnie przesłodzony. Autorki wyrażają "swoje" zdanie na oklepane tematy. Poprawność, poprawność i jeszcze raz poprawność. Hmm... Jakby Wam to zobrazować? O! Już wiem. Popatrzmy na taką sytuację:
Autorka szybciutko wypisuje o tym jak to ona uważa, że papierosy są złe, niszczące i okropne oraz o tym jak to ona nie rozumie osób palących. W międzyczasie zaciąga się tanim papierosem taniej marki.
Rozumiecie o co mi chodzi, prawda?
Powróćmy do tematu. Posty ukazywać się będą co czwartek i piątek, w godzinach wieczornych (czyt. 19:00 - 21:00). Czemu tak, a nie inaczej? I w ogóle czemu określam w jakich dniach będą ukazywać się wpisy? Głównie dlatego, iż jak w ktokolwiek będzie to czytał, to żeby się nie irytował tym, że będzie musiał sprawdzać ciągle bloga i nabijać wejść, tylko po to, żeby zobaczyć, że nic nowego nie ma (marzeniamarzeniamarzenia).
Adres bloga? Wymyślony pod wpływem gry w skojarzenia po ujrzeniu ramki "wpisz adres bloga". Nie pytajcie, trudne do wytłumaczenia.
Tytuły postów? Zawsze będą zaczynać się od "O..." i dokończone będą tematem konkretnego wpisu.

To chyba na tyle, jeśli chodzi o sprawy organizacyjne.

Dziś miałam ochotę napisać o znudzeniu. Lecz nie znudzeniu takim, że siedzimy, nie mamy co z sobą zrobić i powoli zaczynamy odczuwać senność. Tylko znudzeniu do rzeczy, a nawet osób.
Zacznijmy od znudzenia do rzeczy. W pełni to rozumiem. Czasami znudzi nam np. jakiś zespół, film, książka. Wtedy nie chcemy słyszeć/widzieć tego więcej na oczy. A jeśli już nawet usłyszymy/zobaczymy to nasza reakcja zazwyczaj jest:

"Nie, błagam, tylko nie to!"

Sama mam bardzo często coś takiego. Uświadamiam sobie wtedy, że szczerze tej rzeczy nie lubiałam/kochałam, tak jak mi się wcześniej wydawało. Gdy ktoś kojarzy mnie z rzeczą która mi się znudziła, odczuwam wstyd. Nie aż taki ogromny, no ale jakiś tam jednak czuję. Wstyd mi mówić...

 "Już mi się to znudziło"

... i zadziwiać osoby, które szczerze myślały, iż 'to' kocham/uwielbiam/lubię/wielbię/czczę.
Etap, w którym aktualnie jestem nazywam "poznawaniem własnego gustu" i z czasem zauważam jakie upodobania mi zostają, a co szybko mija i nie chce zbytnio mi się do tego wracać.
Przejdźmy teraz do, jak dla mnie, tematu "rzeki". Znudzenie osobami. Nie toleruję, nie znoszę, nie praktykuję. Jeśli już mam przestać z kim się, że to tak nazwę, zadawać to mam konkretny powód, który nie brzmi "bo nie" bądź inaczej - równie bezsensownie.
Znudzenie osobami to najgorsza rzecz świata. Nie wiem jak przebiega, lecz wiem, że strasznie mnie irytuje. Jakie mogą być powody znudzenia osobami? Pomyślmy... Hmm. Może pokażę do na przykładach.
Opcja 1: Ktoś znudził się kimś, bo nagle uznał, że ten ktoś jednak nie jest zbytnio "cool", "trendy" czy coś w tym stylu i że może znaleźć sobie kogoś lepszego za "przyjaciela". Czemu słowo "przyjaciel" ujęłam w cudzysłowiu? Moim zdaniem przyjaciela się kocha bez względu na to czy jest wystarczająco "fajny" i idący za modą, fajnością.
Opcja 2: Ktoś poszedł do wyższej szkoły niż osoba, która, że to tak nazwę, stała się ofiarą znudzenia. Na przykład do gimnazjum/liceum/na studia. Ten ktoś wtedy jeszcze przez chwilę przyjaźni się z "ofiarą", po czym jednak stwierdza, że jego równieśnicy są o wiele ciekawsi i porzuca swojego dotychczasowego "przyjaciela".
Opcja 3(moim zdaniem najgorsza): Bo tak. Bo niebo jest niebieskie, trawa zielona, a dwa plus dwa to cztery.
Po głębszym namyśle to "znudzenie" przedstawione wyżej nazwałabym "porzuceniem" lub "zaprzestaniam przyznawania się do...". Zostańmy jednak przy wyrazie "znudzenie", ponieważ to pierwsze co przychodzi mi do głowy, myśląc o wyżej przedstawionych sytuacjach.  Zmiana nazwy nie zmienia faktu, iż jest to po prostu... chore/chamskie/podłe.
Nie toleruję i nigdy nie będę tolerować osób, które tak postępują.

No i pytanie (których zadawanie pewnie wejdzie w nawyk tego bloga): Czy wy odczuwacie to samo względem znudzenia? Czy może tolerujecie znudzenie osobami, a rzeczami nie? Czy może żadnego znudzenia nie tolerujecie?

Wydaje mi się, że wyczerpałam limit wymyślonych zdań na dziś. W takim razie do zobaczenia w poniedziałek.

P.S. Nie obrażę się, jeśli ktoś zostawi komentarz ze swoim rozmyśleniem względem mojego pytania. :)